środa, 9 lipca 2014

Rozdział 2

Wielka fala bólu naszła mnie, gdy próbowałam się przekręcić na drugi bok.
Próbowałam sobie przypomnieć co się działo, zanim położyłam się spać. W jednej chwili wszystko we mnie uderzył. Charlotte. List. Dyrektor. Fortepian. Dwóch chłopaków. Ucieczka. Pobicie.
Szybko otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać. Jedyne co widziałam to ciemność. Siedziałam, a raczej leżałam związana z pokulonymi nogami. Czułam, że jedziemy, więc byłam pewnie w bagażniku. Zdenerwowana zaczęłam obmyślać plan ucieczki. W końcu wpadłam na jakiś pomysł.
Zaczęłam rozwiązywać linę u nóg. Idioci zawiązali mi ręce z przodu. Kiedy skończyłam przykryłam nogi liną, aby wyglądały na związane. Po omacku zaczęłam szukać czegoś ciężkiego. Po chwili znalazłam, a raczej wymacałam coś co kształtem przypominało mi małą gaśnicę. No, więc nie pozostaje mi nic niż tylko czekać.

Zahamowaliśmy gwałtownie, a po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Położyłam się na boku, poprawiłam sznury i w miarę możliwości starałam się ukryć gaśnice. Zaczęli się zbliżać. Po chwili usłyszałam trzask i fala światła mnie oślepiła. Na ślepo walnęłam napastnika, ale wygląda na to, że trafiłam, ponieważ najpierw usłyszałam krzyk, a potem dźwięk upadającego ciała. Szybko zrzuciłam sznur z nóg, wyskoczyłam z bagażnika i zaczęłam biec. Nie wiem gdzie. Przed siebie.
Odwróciłam się. Za mną biegło czterech chłopaków z wściekłymi minami. Jednym słowem mam przejebane.
Wbiegłam w jakiś las. Moja twarz, tak samo jak reszta ciała była poraniona, przez gałęzie drzew dostarczając mi jeszcze więcej bólu.
Zdenerwowana odwróciłam się za siebie, ale nikogo nie widziałam. Zdziwiona chciałam biec dalej, ale wpadłam na coś, albo na kogoś. Zdezorientowana podniosłam wzrok. Przede mnę stał wysoki szatyn o niebieskich oczach, które w tej chwili wyrażały wściekłość. Chciałam się szybko podnieść i uciekać dalej, ale szatyn mi na to nie pozwolił. Kopnął mnie w żebra, a potem w brzuch. Podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię, jak worek ziemniaków.
- Myślałaś, że nam uciekniesz?- warknął.
- Nie, kurwa. Chciałam pozwiedzać las.- odpyskowałam. Chłopak wkurzył się. Podrzucił mnie sobie na ramieniu, przez co wbiło się w mój brzuch.
- Gdzie jestem?- zapytałam, gdy weszliśmy do dużej posiadłości. Szatyn wszedł do salonu, gdzie siedziała reszta i rzucił na podłogę. Jęknęłam.
- Czego chcecie?- zaczęłam się powoli podnosić. Wszystkie oczy były skierowane na mnie. Przyglądali mi się z zaciekawieniem.
- Kurwa! Głusi jesteście?- powoli zaczynały mi puszczać nerwy.- Gdzie jestem i czego chcecie?- powtórzyłam pytania.
- Jakieś pięć km od Manchesteru.- odezwał się jeden.
- Dlaczego mnie porwaliście?- zapytałam z wielkim bólem.
- Jedno słowo: Okup.- odezwał się loczek. Zdziwiona spojrzałam na niego. Uśmiechał się bezczelnie w moją stronę.
- Koniec gadania. Chodź.- powiedział szatyn o niebieskich oczach. Wstał i podszedł do mnie. Brutalnie podniósł mnie z zimnej podłogi i zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku.
Po chwili stanęliśmy przed dużymi brązowymi drzwiami. Szatyn otworzył je. Zeszliśmy po schodach chyba do piwnicy. Zaczęłam się rozglądać. Ciemne, zniszczone ściany. Pokryte czerwoną cieczą, jak podejrzewam krwią. Zapach stęchlizny dodawał uroku temu pomieszczeniu. Spojrzałam na chłopaka, który robił coś przy ścianie. Po chwili odsunął się od niej. Złapał mnie za przed ramię i popchnął na ścianę. Jęknęłam. Chłopak zapiął mi coś na rękach.
- Słodkich snów.- szepnął mi na ucho. Złapał mnie za gardło i zaczął dusić. Nie mogłam złapać oddechu. Ostatni raz spojrzałam w jego oczy, które wyrażały pogardę, szczęście i... ból?

*Louis*

Spojrzałem ostatni raz na nieprzytomną dziewczynę i wyszedłem z piwnicy. Skierowałem się do salonu, gdzie chłopaki zawzięcie o czymś rozmawiali. Usiadłem na kanapie obok Niall'a. 
- O czym rozmawiacie?- zapytałem
- Pytam się Zayn'a czy dał jej ojcu list.- powiedział Liam. Spojrzałem na mulata, który jedynie kiwnął głową.
- Tak. Był akurat na cmentarzu.- powiedział. 
- A tak wo gule to co o niej wiemy?- zapytał Harry.
- No, więc tak.- Zaczął Liam- Nazywa się Alice Parker i ma siedemnaście lat. Uczęszcza do pierwszej klasy liceum. Jedna z najlepszych uczennic i sportowców w szkole. Jej biologiczni rodzice nie żyją i zajmuje się nią brat jej ojca razem z rodziną. Miała brata, ale zmarł rok temu na raka mózgu.- powiedział. Harry lekko zdziwiony pokiwał głową. 
- Dzwoniłem do Zack'a.- odezwałem się.- Powiedział, że już zgłosili jej zaginięcie.- powiedziałem.
- Zgłosili?- zapytał Harry.
- Jej ojciec i przyjaciółki.- powiedziałem.- Przesłał mi ich zeznania i podrzucił podsłuchy.- dodałem 
- Puść je.- powiedział Liam. 

*Nagranie*

- Komenda policji w Doncaster. W czym mogę pomóc?
- Porwali naszą przyjaciółkę.- krzyknęła Nicola
- Ją, czyli kogo?- zapytał funkcjonariusz 
- Alice Parker- powiedziała Veronica
- Dobrze. Ile ma lat?
- Ma siedemnaście lat.
- Jak wygląda?
- Jest niska. Ma blond włosy do pasa i piękne niebieskie oczy. Mały zgrabny nosek i duże malinowe usta. 
- W co była ubrana?
- Czarne rurki, szara bluzka na ramiączka i katana bez rękawów z naklejką Jack Daniel's na plecach.
- Gdzie ostatni raz ją widzieliście?
- Zanim poszła na spotkanie.
- Jakie spotkanie?
- Nie wiemy. Wczoraj spóźniłyśmy się do szkoły, ponieważ Alice zaspała. Pani Halls wysłała ją do dyrektora. Wpadła na jakiegoś kolesia, który dał jej kartkę, że mają się spotkać po ósmej lekcji w sali od muzyki. I ona oczywiście nas nie posłuchała...
- Ona nikogo nie słucha- dodała Veronica
- Właśnie. Więc nie posłuchała nas i tam poszła. Prosiłyśmy ją, ale ona jak się na coś uprze to nie ma rady. Powiedziała, że jak nie zadzwoni do nas za dwie godziny, to mamy zacząć się martwić. Dała nam swój samochód i powiedziała, że spotkamy się w naszej ulubionej kawiarni, ale nie przyszła.
- Rozumiem. Miała jakiś wrogów?
- Tak.- powiedziała Veronica- Jej wujek jest sędzią i detektywem, więc sporo osób mogło ją porwać w ramach zemsty na nim, ale myślę, że prędzej porwali by któreś z jego biologicznych dzieci. 
- Czyli zajmuje się nią wujek?
- Tak. Jej rodzice zginęli, gdy miała pięć lat.- powiedziała- Jest jeszcze tak jedna dziewczyna w naszej szkole i taki chłopak.- dodała mniej pewnie.
- Proszę mówić dalej.
- Dziewczyna nazywa się Jessica Stone. Nienawidzi Alice za to, że jest bardziej lubiana w szkole, a chłopak to Dan Sulkin. Był moim chłopakiem. Raz zaczął się do mnie dobierać, ale mu się wyrwałam i uciekłam. Na następny dzień powiedziałam o tym Nicoli i Alice. Ona się wściekła. Podeszła do niego na przerwie uderzyła i zwyzywała na oczach całej szkoły.- powiedziała Vera.
- Dobrze. Powiadomię wszystkie patrole w mieście i w pobliżu i zaczniemy jej szukać. 
- Dziękujemy! 
*Koniec nagrania*

- Ach. Ostra.- zaśmiał się Harry. Z lekkim zdziwieniem przetwarzałem nagranie.
- Zack ciągle ich podsłuchuje. Je i jej ojca, czy tam wujka, który zaczął osobiste śledztwo.- dodałem.- Całkowicie nie ufa policji.- chłopaki  kiwnęli głową na znak zrozumienia. Poczułem wibrację w kieszeni. Wyciągnąłem telefon. Przejechałem palcem po ekranie, aby odebrać.
- Halo?- zapytałem
- Cześć.- rozpoznałem głos Zack'a.
- Co jest?
- Mamy problem. Wszystkie patrole policyjne w pobliżu 150 km są postawione na głowie. Musicie uciekać.
- Jak to się stało?
- To wszystko przez jej ojca. Groził, że jeżeli nie zaczniemy jej szukać na większą skale to nas pozwie.- mruknął niezadowolony. 
- Dobra. Na razie- nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się.
Poczułem jak wzrasta we mnie wściekłość. 
- Co jest?- zapytał Niall.
- Liam dzwoń po Danielle- warknąłem 
- Dlaczego?- zapytał zdziwiony.
- Musimy się z tond wynosić. Policja szuka jej w promieniu 150 km.- powiedziałem.
- A do czego nam Danielle?- zapytał. 
- Żeby zrobiła z nią coś. Musi normalnie wyglądać.- warknąłem. Kiwnął głową i wyciągnął telefon. Wykręcił numer i przyłożył aparat do ucha. Wyszedłem z salonu i zeszedłem do piwnicy. Dziewczyna nadal leżała nieprzytomna. Odczepiłem ją od łańcuchów i wziąłem na ręce. Poszedłem na górę i położyłem ją w swoim pokoju.

*Danielle*

Zadzwonił do mnie Liam i powiedział, że potrzebuje mojej pomocy. Nie powiem trochę zdziwił mnie jego telefon.
Zaparkowałam pod ich domem. Wysiadłam z samochodu i weszłam do budynku. Ściągnęłam buty i kurtkę.
- Już jestem!- krzyknęłam na wstępie. Z kuchni wyszedł mój chłopak. Pocałował mnie na powitanie. Uśmiechnęłam się do niego, co od razu odwzajemnił.
- Dlaczego dzwoniłeś?- zapytałam. Z jego twarzy znikł uśmiech, a pojawiła się powaga.
- Chodź.- wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić na górę. Zdziwiłam się kiedy w pokoju Louisa zastałam wszystkich. Zaczęłam się rozglądać, a moją uwagę przykuła dziewczyna leżąca na łóżku cała we krwi. 
- Co wyście jej najlepszego zrobili?!- krzyknęłam. Szybko do niej podeszłam. Pochyliłam się nad nią i sprawdziłam czy oddycha. Oddychała. 
Zaczęłam ją lekko szturchać. Powoli zaczęła otwierać oczy. Spojrzała na mnie zaspanie, a potem na chłopaków. Podniosła się gwałtownie, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ po chwili złapała się za żebra przeklinając cicho. 
- Nic ci nie jest?- zapytałam. Zaprzeczyła kiwnięciem głowy. 
- Zrób z nią coś. Wygląda jak siedem nieszczęść.- odezwał się Louis.
- Ciekawe przez kogo?- zironizowała dziewczyna. Widziałam jak chłopakowi oczy ciemnieją, a klatka piersiowa zaczyna gwałtownie się podnosić i opadać. 
- Liam idźcie stąd.- powiedziałam.- Poradzę sobie.- dodałam gdy chłopak spojrzał na mnie niepewnie. 
Chłopaki wyszli. Dziewczyna zaczęła się podnosić. Powstrzymałam ja ręką. 
- Nazywam się Danielle.- powiedziałam niepewnie. Blondynka podniosła na mnie swój wzrok i uparcie zaczęła wpatrywać się w moje oczy. Poczułam się lekko skrępowana, więc odwróciłam wzrok. 
- Alice.- uśmiechnęła się lekko. Spojrzałam na nią zdziwiona, ale odwzajemniłam uśmiech. 
- Musisz iść pod prysznic.- powiedziałam. Alice kiwnęła głową na znak zgody. Chciałam jej pomóc się podnieść, ale powstrzymała mnie ruchem ręki. Przez cały czas przyglądałam się jej. Podparła się ściany i zaczęła się podnosić. Z bólu zagryzła wargę. W końcu stanęła wyprostowana przede mną. 
- Gdzie łazienka?- zapytała cicho. 
- Tutaj po lewej.- zaprowadziłam ją.- Pomóc ci?- zapytałam
- Gdzie jest apteczka?- zapytała tak cicho, że ledwo ją usłyszałam. 
- W szafce za lusterkiem.- pokazałam jej. Ona jedynie kiwnęła głową. Otworzyłam drzwi i miałam już wychodzić, ale zatrzymał mnie jej głos. 
- Danielle?
- Hm?- odwróciłam się do niej twarzą.
- Dziękuje.- uśmiechnęła się do mnie najpiękniej jak umiała.
- Nie... nie ma za... za co.- wydukałam. Wyszłam zamykając za sobą drzwi. Wyszłam z pokoju Louisa i skierowałam się do salonu. Usiadłam na kanapie, obok mojego chłopaka.
- I co?- zapytał Liam.
- Nic, tylko któryś z was musi pojechać na jakieś zakupy, ponieważ nie mam żadnych ciuchów dla niej.- powiedziałam. 
- Dobra. Chodź Niall.- zawołał Harry. Wstali i wyszli. Po chwili można było usłyszeć warkot silnika i pisk opon.
- Co jest kochanie?- zapytał Liam.
- Nic.Chyba zmienię orientację seksualną.- wypaliłam nagle, przez co Louis o mało co nie udławił się colą, a Zayn spadł z krzesła. 
- Co? Dlaczego?- zapytał mulat.
- Alice jest taka słodka.- zaczęłam się jarać- Nigdy w życiu nie spotkałam takiej pięknej dziewczyny. Żadna modelka nie może się z nią równać.- powiedziałam. Chłopaki spojrzeli na mnie zdziwieni. 
- Ona jest ohydna.- odezwał się Louis. Spojrzałam na niego gniewnie.
- Teraz wygląda na taką, ale za nim ją skatowaliście była śliczna.- upierałam się- Kto ją porwał?
- Ja i Niall.- odezwał się Zayn.
- No i co? Jakie wrażenia?- zapytałam ciekawa. 
- Boskie. Niezła z niej laska. Sposób w jaki się poruszała. Ah... Normalnie chodzący sex.- powiedział rozmarzony.
- Słyszysz?-zwróciłam się do Louisa, na co prychnął.
- A jak grała na fortepianie. powiedział- Serce mi prawie stanęło.- dodał.
- To ona gra na fortepianie?- zaciekawił się Liam.
- Z tego co słyszeliśmy to gra i to pięknie.- zdziwieni odwróciliśmy się w stronę drzwi. Stał w nich Niall z Harry'm. 
- Co tak szybko?- zapytał Liam na co wzruszyli jedynie ramionami. 
- Chodźmy.- powiedziałam wstając. Chłopaki wzięli torby i poszli za mną. Bez pukania weszłam do pokoju. Na łóżku siedziała Alice w samym ręczniku. Spojrzała na nas zdziwiona, a po chwili uśmiechnęła się do mnie. Chłopaki nie odwracając wzroku od dziewczyny położyli torby przy komodzie i wyszli. Zamknęłam drzwi na klucz. 
- Widziałaś ich miny?- zaśmiałam się. Alice jedynie lekko pokiwała głową. 
Zaczęłam grzebać w torbach i w końcu wybrałam jej jakiś zestaw. Podałam jej. Dziewczyna weszła do łazienki, a po chwili wyszła z niej ubrana. Włosy rozczesała i zostawiła rozpuszczone, tak aby nie było widać śladów po duszeniu. Wzięłam się za malowanie. Kazała jej usiąść na łóżku. Zaczęłam nakładać podkład.
- Jak oni mają na imię?- zapytała po chwili.
- Chłopaki?- upewniałam się. Kiwnęła głową.
- No, więc ten w lokach z zielonymi oczami to Harry, blondyn o niebieskich oczach to Niall, mulat Zayn, szatyn o brązowych oczach to mój chłopak Liam, a szatyn o niebieskich oczach ten, który pewnie cię tak urządził to Louis.- po usłyszeniu ostatniego imienia dziewczyna spięła się. Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Louis.- powtórzyła- Tomlinson?- zapytała na co kiwnęłam głową. Alice zaczęła się trząść. Jej oddech stał się nierówny i gwałtowny.
- Alice wszystko w porządku?- zapytałam. Ona jedynie pokiwała głową. 
Dokończyłam malowanie. Spakowałam kosmetyki do torby.
- Danielle? Mogę cię o coś prosić?- zapytała cicho. Kiwnęłam głową na znak zgody.
- Dasz mi zdzwonić?- zapytała. Spojrzałam na nią nie pewnie.- Spokojnie. Niczego nie kombinuję. Muszę zadzwonić do swoich przyjaciółek. Będziesz przy tej rozmowie.- zapewniła mnie. Westchnęłam. Chłopaki mnie zabiją. Z kieszeni rurek wyciągnęłam telefon i podałam go blondynce. Ale za nim go podałam włączyłam dyktafon. Szybko go chwyciła i wykręciła numer.
- Daj na głośno mówiący.- powiedziałam. Dziewczyna kiwnęła głową, a po chwili po pokoju rozniósł się dźwięk. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci...
- Halo?- usłyszałam zmęczony głos
- Cześć.- powiedział cicho Alice.
- Alice! O Boże! Nic ci nie jest?- krzyknęła uradowana
- Nic mi nie jest. Jest tam gdzieś Veronica?- zapytała
- Jest. Daję cię na głośno mówiący.
- Cześć Alice! Jak się czujesz?
- Wszystko w porządku. 
- Na pewno?- zapytały nie pewnie
- Tak. Naprawdę.- zaśmiała się, choć kosztowało ją to wiele bólu.- Dzwonię do was w jednej sprawie.  Jutro jest pogrzeb Charlotte?- widziałam jak zagryza wargę i zaciska oczy za każdym razem, gdy stara się mówić normalnie, jakby nic się nie stało.
- Tak.
- Idźcie na niego.- powiedziała pewnie.
- Ale...
- Idźcie.- powiedziała- I przeproście ją, że ja nie mogłam przyjść.- powiedziała z bólem.- Kupcie jej pomarańczowe róże.- pomarańczowe na pogrzeb? zdziwiłam się- To były jej ulubione- zaśmiała, ale szybko złapała się za żebra. 
- Dobrze.- powiedziały po chwili
- Powiedzcie jej, że nie długo ją odwiedzę.- powiedziała.
- Alice? To oni ją zabili?.- zaszlochały do słuchawki.
- Tak.- szepnęła
- Wróć do nas.- popłakały się jeszcze bardziej
- Nie płaczcie. Wrócę. Pomyślcie, że to takie krótkie wakacje. Pomyślcie, że niedługo wrócę i opowiem wam jak bardzo się bez was nudziłam. 
- Łatwo powiedzieć, trudno zrobić.- nadal płakały
- Nie prawda. Łatwo powiedzieć i łatwo zrobić, po prostu wy to utrudniacie. 
- Wierzymy w ciebie.- zaszlochały
- Nie mówcie policji, ani mojemu wujkowi, że do was dzwoniłam. Poradzę sobie sama. Nie poddam się. Ja nigdy się nie poddaje. Nigdy.- ta jej pewność w oczach kiedy to mówiła. 
Dziewczyna rozłączyła się i podała mi telefon. Uśmiechnęła się do mnie blado.
- Dziękuje.- szepnęła.
- Nie ma za co.- mruknęłam- Zaraz wrócę.- mój głos drżał. Alice kiwnęła głową.
Wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Skierowałam się do kuchni. Przechodząc przez salon nie odezwałam się ani słowem. 
Weszłam do dużego pomieszczenia. Stanęłam przed blatem, a z moich oczu pociekły łzy. Boże! Ta dziewczyna tyle wycierpiała. Za co to? Nie znam jej, ale jestem pewna, że nic nikomu nie zrobiła. Nie zabiła człowieka. Nie obrabowała jakiegoś banku, więc za co? 
- Kochanie?- usłyszałam głos. Otarłam oczy i policzki mokre od łez. Odwróciłam się w jego stronę.
- Słucham.- mój głos zadrżał. Podszedł do mnie.
- Płakałaś?- zapytał- Co ona ci zrobiła?- warknął zły.
- Najzabawniejsze jest to, że nic mi nie zrobiła.- zaśmiałam się. Odwróciłam się do niego plecami. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej produkty potrzebne do zrobienia kanapek.
- Więc dlaczego płaczesz?- do kuchni weszła reszta chłopaków. 
- Ona cię zna Louis.- powiedziałam.
- Co?- zapytał zdezorientowany.
- Alice skądś cię zna. Nie wiem skąd, ale zna.- powtórzyła.
- Skąd wie jak mamy na imię?- zapytał Harry
- Zapytała mnie, więc jej powiedziałam.- wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego?- zdenerwował się Zayn
- A co za różnica? I tak macie zamiar ją zabić.- warknęłam- Gdy powiedziałam twoje imię mocno się zdziwiła. Zapytała czy masz na nazwisko Tomlinson, a ja powiedziałam, że tak, wtedy zaczęła się trząść i poprosiła mnie o coś.
- O co?- zapytał Liam.
- Macie.- rzuciłam im mój telefon.- Odtwórzcie sobie ostatnie nagranie.- wyszłam z pomieszczenia z wielką tacą kanapek i piciem. Weszłam do pokoju. Alice siedziała zamyślona na łóżku. Podałam jej talerz i picie. 
- Pomyślałam, że jesteś głodna, więc przyszykowałam ci coś- powiedziałam.
- Dziękuje.- zaczęła jeść. 
- Skąd znasz Louis'a?- zapytałam zdenerwowana. Blondynka zatrzymała rękę w połowie drogi do ust i spojrzała na mnie. Odłożyła kanapkę i odwróciła głowę w stronę okna. 
- Nie mów jeśli nie chcesz.- powiedziałam od razu.
- Nie. Ufam ci.- powiedziała
- Ufasz mi?- zapytałam zdziwiona.
- Gdyby tak nie było nawet nie przedstawiłabym się.- uśmiechnęła się lekko. Jednak jej mina spoważniała. Przeniosła na mnie swój wzrok.
- Mam nadzieję, że nikomu nie powiesz.- kiwnęłam głową- Louis kiedyś był moim przyjacielem. Robiliśmy razem wszystko. Śmialiśmy się, bawiliśmy, wygłupialiśmy. Jednak któregoś dnia powiedział mi, że przyszedł się pożegnać. Powiedział, że jego ojciec dostał nową pracę w Londynie. Obiecaliśmy sobie, że nigdy nie zerwiemy kontaktu, ale kilka dni po jego wyjeździe przestał odbierać moje telefony. Najpierw odrzucał połączenie, aż w końcu zmienił numer. Byłam załamana. Nie jadłam, nie piłam. W końcu pomógł mi mój brat, ale on również mnie zostawił. Zmarł rok temu. Byłam przy tym. Przepraszał mnie. Przepraszał, że nie będzie go przy mnie, a ja mu wybaczyłam. Potrzebował tego. Później przeprowadziliśmy się na drugi koniec miasta. Obok nas mieszkała taka starsza pani, która nazywała się Charlotte. Poznałam ją, kiedy wracałam ze szkoły. Zaprosiła mnie na herbatę. Potem przychodziłam do nie już codziennie. Opowiadałam jej jak minął mi dzień w szkole, zwierzałam się z problemów, a ona próbowała mi pomóc, ale i ona w końcu odeszła. Przez nich.- samotna łza spłynęła jej po policzku.- Ale teraz jestem szczęśliwa. Mam dwie najlepsze przyjaciółki i ciebie. I nie ważne co się stanie jestem szczęśliwa, ponieważ wiem, że wam nie dzieje się krzywda.- zaśmiała się. 
Nie wiele myśląc przyciągnęłam ją do siebie i mocno przytuliłam. Dziewczyna odwzajemniła mój gest. 
Miałam już coś powiedzieć, ale przerwało mi pukanie do drzwi. 
- Zbierajcie się. Jedziemy.- spojrzałyśmy w stronę drzwi gdzie stał lekko roztrzęsiony Liam. Kiwnęłam głową. Wyjęłam z torby kurtkę i buty dla dziewczyny i powiedziałam, aby zeszła na dół gdy się ubierze. Wyszliśmy z pokoju. W drodze do salonu zapytałam Liam'a:
- Ile słyszałeś?- zapytałam.
- Wszystko- mruknął.
- Nie powiesz?- zapytałam ze zmartwieniem w oczach. Pokiwał przecząco głową. Uśmiechnęłam się niego i mocno pocałowałam w usta. 
Weszliśmy do salonu. Chłopaki siedzieli ze skwaszonymi minami.
- Oddajemy.- podał mi telefon Niall. Uśmiechnęłam się do niego słabo. 
Po chwili do salonu weszła Alice. Spojrzała na nas i uśmiechnęła się pod nosem. Zdaje się, że tylko ja to zauważyłam.
- Dobra. Jedziemy.- odezwał się Louis. Kiwnęliśmy głowami i wyszliśmy na zewnątrz. Było już ciemno. Zawiał zimny wiatr przez co zatrzęsłam się. Podeszłam do Alice i mocno przytuliłam.
- Mam nadzieję, że cię jeszcze zobaczę.- powiedziałam jej na ucho. Dziewczyna odsunęła się ode mnie i zaśmiała się dźwięcznie. Zdziwiona spojrzałam w jej oczy.
- Oczywiście. Ja nigdy się nie poddaje.- powiedziała pewnie. 
Koło nas stanął Louis.
- Koniec tego dobrego.- warknął. Złapał Alice za ramię i zaczął ciągnąć w stronę samochodu. Spojrzała na niego z bólem w oczach, jednak po chwili odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się. Spojrzałam w jej oczy, które mówiły do mnie: "Nie martw się. Poradzę sobie" Uśmiechnęłam się do niej. Louis wsiadł do samochodu i pociągnął blondynkę tak, że wylądowała mu na kolanach. Samochód prowadził Liam. Pomachałam im ostatni raz i odjechali. 

Cześć. :)
I co macie do powiedzenia?
Starałam się ze wszystkich sił i coś tam napisałam. :P
Dla mnie rozdział nie jest zły, ale mogłabym coś w nim zmienić.
Sprawdzałam go, ale na stówę będą jakieś błędy. :d
Nadal piszcie swoje opinie i reklamujcie blogi. Chętnie poczytam. :D
Kama Malik zmieniłam wygląd bloga, trochę gorzej się na nim czyta,
ale mam nadzieję, że ci się spodoba. ;*
Patrycja ♥

2 komentarze:

  1. Ojej, szablon jest śliczny <3 Prawda, że troszeczkę gorzej się czyta ale da się znieść. Gorzej by było jak tło byłoby jasne.

    Co do rozdziału to jest świetny. Ale jedno mnie zastanawia. Dlaczego Louis słysząc imię i nazwisko Alice nie poznała jej? W końcu byli przyjaciółmi nie? No ale pewnie jak zawsze czegoś nie zrozumiałam i nie długo to się wyjaśni :p
    Tak się cieszę, że Dan jest miła dla Alice. Danielle może jej pomoże? I jakoś ocali?......Ale ja mam nadzieję, że to chłopakom zmiękną serca i nic jej nie zrobią no i że Lou ją rozpozna <3

    Pozdrawiam i czekam na następny!

    Polecam ci również bloga dziewczyny która pisze na prawdę wspaniale:
    www.cherish-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do tego, czemu Louis jej nie rozpoznał wyjaśni się w następnych rozdziałach, ale jeszcze nie teraz. :D

    Na pewno zajrzę na bloga. :)

    OdpowiedzUsuń